Premiera nowego dokumentu na Netflixie „Strip down, ride up” odbyła się w piątek. Mam nadzieję, że większość z Was jest już po seansie, ale postaram się nie zamieszczać żadnych spoilerów. Podobnie, jak przed premierą, tak od razu po niej pojawiło się wiele sprzecznych głosów. Niektórzy są zachwyceni, inni zawiedzeni, a jeszcze inni mocno zdenerwowani. Co wywołuje tak silne emocje?
Strip down, rise up! – o czym jest dokument?
Analizowaliśmy to jeszcze przed premierą, a dokładnie w poście o zwiastunie. Sam opis mówi o tym, że jest to opowieść o grupie kobiet, które dołączają do sześciomiesięcznego programu tańca na rurze. W międzyczasie mieliśmy kilka niejasności, mianowicie kilkoro z Was na pewno zauważyło podobieństwo jednej z trenerek do aktorki. Podobieństwo nie jest jednak przypadkowe, ponieważ większość akcji dzieje się w szkole S Factor, której założycielką jest aktorka Sheila Kelley.
Po samym opisie i trailerze trudno było ocenić, o czym dokładnie będzie dokument, choć pojawiło się wiele negatywnych głosów. Z góry oceniliśmy, że skoro widzimy rurkę, to dokument na pewno będzie opowiadał o pole dance. Dyscyplinie sportowej, którą dobrze znamy. Stąd sam zwiastun wywołał burzę – nie było tam zbyt wiele sportowej strony.
Po obejrzeniu dokumentu w całości mogę śmiało powiedzieć – to nie jest opowieść o pole dance. A jednak, zupełnie się nie zawiodłam. Ba! Jestem naprawdę pod wrażeniem tego dokumentu. O co chodzi?
To opowieść o tańcu na rurze
Nie jest to opowieść o pole dance – o dyscyplinie, którą tak dobrze znasz i zapewne trenujesz. To zupełnie nie jest ten typ sportu. Ale zgadzam się w 100%, że jest to opowieść o tańcu na rurze. Oczywiście w tłumaczeniu pole dance oznacza właśnie taniec na rurze, jednak nasz pole dance jest troszkę inny niż ten zagraniczny. Już kiedyś o tym mocno dyskutowaliśmy. W Polsce mamy zajęcia pole dance, chociaż w większości nie mają one zbyt wiele wspólnego z tańcem. Na zajęciach uczymy się głównie figur i przejść. Choreografie można spotkać bardzo rzadko, a szkoda! Jednak to nie jest tylko wina trenerów, a wielokrotnie samych kursantek, które panicznie wzbraniają się przed jakimkolwiek tańcem.
W dokumencie przedstawiona jest rurka, ale z zupełnie innej strony. Może ona szokować i się nam nie podobać. Może to zupełnie nie być nasz styl, możemy być zdegustowane porównaniem tego, co my robimy, do tego, co pokazane jest w filmie. Ale jeszcze nie skreślaj tego tytułu, jeszcze chwilę poczytaj.

To opowieść o kobietach
„Strip down, rise up” jest przede wszystkim opowieścią o kobietach, sile i wsparciu. To także opowieść o mężczyznach i całym naszym społeczeństwie. Jednak w dokumencie to kobiety grają główną rolę – ich emocje, przeżycia, codzienne życie.
Poznajemy historię praktycznie każdej kobiety, która bierze udział w programie S Factor i nie tylko! Co ważne do zaznaczenia na tym etapie – akcja nie toczy się tylko wokół niecodziennej praktyki Sheili Kelley. Poznajemy bolesne przeżycia, wspomnienia, każdy trud, z jakim każdego dnia mierzą się kobiety. To porusza. To naprawdę dogłębnie porusza i zmusza do zatrzymania się i przemyślenia kilku spraw.

Przedefiniowanie tańca na rurze
Jedna z trenerek już na początku dokumentu zwraca uwagę na to, że pole dance dla każdego oznacza coś innego – może to być sport, taniec albo sposób na odnalezienie siebie. Założycielka S Factor wyszła właśnie z takiego założenia – rurka jest pomocą w uwolnieniu swojego ciała, swoich emocji i przeżyć, a nawet erotyzmu. Na samym początku dokumentu padają słowa o przemocy seksualnej wobec kobiety, o tym, jak postrzegane jest ciało kobiety. Program S Factor skupia takie kobiety i pozwala im na nowo odkryć swoje ciało, pozwala im się uwolnić i poczuć dobrze samym ze sobą.
Samo przedstawienie programu może być co dla niektórych szokujące, czy niezrozumiałe. Program opiera się na emocjach, poznawaniu swojego ciała, dotyku, chodzeniu. Co więcej – na sali nie ma żadnego lustra, a kobiety nie osądzają siebie nawzajem. Wyobrażasz sobie salę pole dance bez żadnego lustra?
Idąc na zajęcia nie ma opcji, że nie patrzysz na siebie w lustrze. Stoi centralnie przed Tobą, wielkie, rozpostarte na całą ścianę. Nie da się nie zauważyć. Czy miewasz chwilę, w których patrzysz w lustro i nie jesteś z siebie zadowolona? Ile razy zdarza Ci się to podczas treningu?
My osądzamy się cały czas. Patrzysz w lustro i nie jesteś zadowolona z tego, co widzisz. Koleżanki na sali też na pewno to widzą i osądzają. Czy tak jest w rzeczywiści? Chciałabym powiedzieć, że nie, ale jak jest naprawdę? Czy można całkowicie odciąć się od opinii innych? Nie wiem. Ja nie potrafię, a często to my sami jesteśmy swoimi największymi krytykami.
S Factor – tak czy nie?
Z pewnością możemy powiedzieć, że szkoła S Factor nie jest typową szkołą pole dance, a tym bardziej program, który jest tam przeprowadzany nie jest taki, jak nasz. Jednak wydaje mi się, że w nim samym nie chodzi o samą naukę tańca na rurze. Oczywiście rurka jest bardzo ważnym elementem, bo pozwala kobietom zapomnieć o wszystkim dookoła i wydobywa z nich zamknięty ruch. Jednak ta największa przemiana zachodzi w głowie. W środku każdej z uczestniczek.
I teraz najlepsze – zupełnie nie musi Ci się to podobać i nie musisz w tym uczestniczyć. Ale po co od razu krytykować?

Inna strona pole dance
W dokumencie przedstawione są również inne postacie, tak jak wspomniałam na początku. Jedną z nich jest Amy Bond – założycielka szkół pole dance, które specjalizują się w przygotowywaniu do zawodów. Jakby no, tam jest taki wybór, że powstają nawet specjalne szkoły dla zawodników. To jeszcze wyraźniej pokazuje, że nie mówimy o tym samym świecie, co u nas.
W każdym razie – w dokumencie pokazane są również inne strony pole dance, w tym właśnie zawody. Są nawet nagrania z zawodów i wypowiedzi uczestników. Możemy w tym wszystkim zauważyć tę sportową i artystyczną stronę pole dance, choć nadal wszystko obraca się wokół kobiet i ich przeżyć związanych z seksualnością. Sama historia Amy Bond jest doskonałym przykładem.
Co więcej, w dokumencie jest jedna perełka, której zdecydowanie nie zdradzę! Ale możecie liczyć na historię bardzo znanej pole dancerki 🙂 Ja byłam wniebowzięta! Ona także pokazuje zupełnie inną stronę pole dance – tę artystyczną, w której znajdujesz się w innym świecie, kiedy wchodzisz na rurkę.

„Strip down, rise up” – czy warto obejrzeć?
Zdecydowanie tak. Chyba, że liczysz na opowieść o siniakach, sile czy historii pole dance. To zupełnie nie tutaj. „Strip down, rise up” jest przede wszystkim piękną opowieścią o kobietach i ich walce. O tym, jak od lat walczymy z patriarchatem. O tym, że rurka jest nie tylko sportem i fajnym hobby, ale przede wszystkim branżą stworzoną przez kobiety dla kobiet. Wchodzisz pomiędzy grupę kobiet, które stają się poniekąd Twoją rodziną. Otrzymujesz wsparcie, którego wielokrotnie nie otrzymujemy od bliskich.
„Strip down, rise up” jest również opowieścią o mężczyznach. O tym, że potrafią być dobrzy, ale również niezwykle zaborczy i po prostu – źli. W materiale pokazana jest również historia kobiety, która jako instruktorka nie mogła publikować swoich zdjęć czy filmów w social mediach, ponieważ mąż jej tego zabronił. Trudno mi nawet wyobrazić sobie taką sytuację, a takie rzeczy przecież dzieją się również wokół nas.


Podsumowując – nowy dokument „Strip down, rise up” jest piękną opowieścią o kobietach, ich ciałach i codziennie walce. Z tego względu warto zwrócić uwagę na polski tytuł, czyli „Twoje ciało, Twoja walka”. Chyba pierwszy raz w życiu spotykam się z sytuacją, w której polskie tłumaczenie o wiele lepiej oddaje sens filmu niż tytuł oryginalny.
Zdecydowanie nie jest to opowieść o pole dance, który znasz z sali treningowej i mam wrażenie, że od początku to nie miała być opowieść o nim 🙂 Gdyby reżyserka chciała, to zdecydowanie wybrała inne studia czy postacie, które są szeroko znane i związane z naszym rozumieniem pole dance, czy pole sport albo art. Jednak tu chodzi właśnie o kobiety, ich przeżycia, dramaty i krzywdy, jakie poniosły. Jest mowa o walce i odzyskiwaniu siebie. Fakt, praktyki S Factor są… inne. Ale zupełnie nie do nas należy ocenienia czy pomagają czy nie. Mówi się też dużo o tym, że przecież instruktorka nie jest psychologiem i może wywołać w uczestniczce szok pourazowy. Jednak w dokumencie są tę fragmenty, w których nauczycielki S Factor rozmawiają z psychologiem klinicznym. Warto zwrócić na to uwagę.
Po prostu obejrzyj!
Większość z nas oglądając zwiastun, z góry wyszła z założenia, że to przecież musi być o naszym pole dance, bo jest tam rurka. Błąd. Jak nie ocenia się książki po okładce, tak ocenianie po trailerze, nie jest najlepszym pomysłem. Nie licz na historię pole dance i pokazanie zajęć, które znasz. Ale obejrzyj. Spokojnie, dokładnie i po prostu postaraj się zrozumieć.
Być może, ktoś kiedyś nakręci dokument, który będzie opierał się na historii i pokazywał różne odmiany rurki, które znamy. Ale to jeszcze nie teraz. Póki co, zapraszam Was do obejrzenia „Strip down, rise up” i zatopienia się w klimacie tego filmu. Przestańmy się z góry oceniać i zacznijmy rozumieć 🙂
Rurka jest w filmie, ale gra drugorzędną rolę, bo na pierwszym planie są KOBIETY.
Na koniec mem od PoleLols, który idealnie podsumowuje nasze nastawienie względem filmu 🙂

Podobał Ci się ten tekst? Zostaw komentarz!