#olaboga nie poszłam na trening!

Dziś nie będzie mowy o tym, że zamierzasz nie iść na trening. Mleko się wylało. Ty już na niego nie poszłaś. Dopada Cię narastające poczucie winy? Bardzo dobrze. Jak mogłaś do tego dopuścić? Wiesz, co tam się dzieje pod Twoją nieobecność? Dzieją się rzeczy niesamowite. Pamiętasz, jak chciałaś spróbować handspringa? Dziewczyny dzisiaj nad nim pracują. Masz nauczkę na przyszłość. JUŻ NIGDY NIE OPUŚCISZ TRENINGU.

Co się właściwie stało?

Jeżeli właśnie odniosłaś wrażenie, że te słowa pochodzą z Twojej głowy, to niestety nie jest najlepiej. Nie jest dobrze, ponieważ oznacza to, że zdarzyło Ci się już opuścić trening, być może nawet nie jeden. Jeszcze gorsze jest to, że w Twojej głowie rodzą się takie myśli. Zacznijmy od początku.

Krok 1: Podjęcie decyzji o opuszczeniu treningu.

Nie chcę i nie będę wnikać w prywatne życie każdego z Was. Fakt jest taki, że coś skłoniło bądź zmusiło Cię do opuszczenia treningu. Dla ułatwienia sprawy możemy się posłużyć moim przykładem. Będzie trochę jak u spowiedzi. Ostatni raz na treningu byłam 24 maja w Kielcach, a wcześniej 8 maja w Lublinie. Gdyby tego było, ostatni trening przed świętami Wielkanocnymi odbyłam 17 kwietnia. Proszę o rozgrzeszenie i obiecuję poprawę.

Czas na analizę, która powinna wykazać, dlaczego zmarnowałam tyle życia. Jest to niezwykle ważne dla rozgrzeszenia. Wspólnie zdecydujemy, czy na nie zasługuje, czy może jednak nie.

Szczegółowa analiza

Cofnijmy się w czasie do 19 kwietnia, kiedy to wróciłam z Lublina do mojego rodzinnego miasta, czyli Kielc, w celu wspólnego świętowania Wielkanocy z moją rodziną. Do Lublina miałam wracać dopiero na początku maja, dlatego poczyniłam wielkie plany, wzięłam ze sobą stroje na rurkę i już nawet umówiłam się na trening. Nic z tego nie wyszło. Po powrocie na studia byłam na tyle spragniona rurki, że od razu wykupiłam karnet open – jak szaleć to szaleć. Pełna nadziei poszłam na trening 8 maja i zapowiedziałam się na treningach podczas następnego tygodnia. Już pierwsze dni na uczelni pokazały mi, że miło to nie będzie i zalała mnie fala nauki. Dwa tygodnie upłynęły na zapisywaniu się na trening i odmawianiu. Dziś dochodzę do wniosku, że moja trenerka powinna powiedzieć, żebym już poszła w pizdu i dała jej święty spokój. Całe szczęście tak się nie stało.

Po przeprowadzeniu analizy możemy dojść do wniosku, że brak treningów był uzasadniony nauką. W końcu, jeżeli bym się nie nauczyła, to nie zdobyłabym pracy, a wtedy nie zdobyłabym pieniędzy, które są niezbędne podczas treningów. Przynajmniej tak się pocieszam.

Krok 2: Rzeczywiste nie pójście na trening.

Skoro decyzja została podjęta, to teraz należy ją zrealizować. Zostajesz w domu/pracy, albo po prostu leżysz do góry brzuchem na kanapie. Nie ma znaczenia, co miałaś właśnie robić. Ważne, żebyś niezwłocznie się tym zajęła i nie pozwoliła swoim myśleć odlecieć na zakazaną planetę „olaboga nie poszłam na trening!”. Przyjmijmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, kiedy zbliża się godzina, w której powinnaś skończyć trening. W tym momencie w Twojej głowie zaczynają kłębić się myśli, które zaliczyć można do niekoniecznie miłych i przyjemnych.

Krok 3: Lądowanie na planecie „Poczucie winy”. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.

Zaczynasz przeglądać Instagrama, którego zalewają zdjęcia i filmy z dzisiejszego treningu. Dziewczyny chwalą się, co udało im się zrobić, a Twoje studio dodatkowo wyraża swój podziw i dumę. Pierwsze ukłucie w serduszku. Przeglądasz dalej, ale jak na złość przed Twoimi oczami ukazują się jedynie idealne figury i emocjonalne choreo. Drugie ukłucie w serduszku. Już zamierzasz odłożyć telefon, kiedy dostajesz wiadomość od swojej #polefriend. Szkoda, że Cię nie było, trening był SUPER. WSZYSTKO mi się udało, ŻAŁUJ! Trzecie ukłucie w serduszku rozrywa je na pół.

Akcja – reanimacja!

Nie wiem, czy wiesz, ale przez rok studiowałam psychologię, więc o życiu wiem już wszystko. Kiedy Twoje serduszko pęka na pół, a Ty zanurzasz się w rosnącym poczuciu winy i smutku, Twoja głowa postanawia uratować sprawę. Niby chciałaś spróbować tego handspringa, ale wiesz jak jest. I tak masz strasznie słabe ręce, pewnie by nie wyszło. A ta figura ze szpagatem? Przecież Ty się nawet nie rozciągasz regularnie, nic by z tego nie było. Dobrze, że nie poszłaś, jeszcze coś byś nadciągnęła!

Te i inne zdania masowo napływają do Twojego serduszka i próbują sklejać je plasterkami z jednorożcami. Jeszcze kilka i będzie całe. Może z zewnątrz wygląda dobrze, ale w środku nic nie wygląda jak należy. Dobrze wiesz, że Twoja kariera legła w gruzach.

A teraz całkiem serio – daj żyć!

Nie wydaje Ci się, że cały ten proces jest z lekka przesadzony? Czy nie prościej byłoby usiąść i powiedzieć: „Nie poszłam dziś na trening, ale przede mną całe życie. Spróbuję tej figury na następnym treningu”. Oczywiście, że tak byłoby prościej, ale przecież nie można odpuszczać! Nie można być przeciętnym, średnim, normalnym. Możesz być na szycie albo w głębokim dole rozpaczy. Nie masz prawa do gorszych dni. Myślisz, że Twoja trenerka albo idolka miewa gorsze dni? Niemożliwe, przecież na jej Instagramie wszystko jest idealne.

W dzisiejszych czasach nawet opuszczenie treningu jest grzechem, którego powinnaś się wstydzić do końca życia. Kostka czekolady czy kawałek pizzy możliwy tylko podczas cheat day, a najlepiej to nigdy. Musisz być piękna, szczupła, wysportowana i wykształcona. Musisz trenować i jak najszybciej zostać wielką gwiazdą, bez tego ani rusz. Nie możesz być gorsza, czy przeciętna, musisz być najlepsza.

W dupie mam takie życie.

Mam szczerze dość, że osoby mające tak duży wpływ na życie innych, mają je totalnie w dupie. Pokazują jedynie najlepsze fragmenty, idealne obiady i długie treningi. Motywacja motywacją, ale w życiu nie zawsze jest idealnie. Szczerze podziwiam osoby, które są w stanie regularnie ćwiczyć i trzymać się diety. Rozumiem, że za swój cel życiowy obrały motywację innych, ale róbmy to z głową.

Opuszczenie treningu czy dodatkowy kawałek pizzy nie sprawi, że cały świat się zawali. Jesteś tylko i aż człowiekiem, a przed Tobą całe życie. Pole dance cały czas się rozwija i zapewniam Cię, że to nie jest wyścig o to, kto najszybciej zostanie gwiazdą. Liczy się Twoja pasja i chęć dalszej pracy. Jak nie teraz, to za rok. Mamy czas. Pozwól sobie na odrobinę bycia przeciętną i zobacz, że to wcale nie jest koniec świata. To może być jedynie początek Twojego lepszego życia.

Po prostu bądź szczęśliwa. Tego Ci życzę.

Twoja najbardziej nieidealna pole dancerka, Ania.

———————————————————————————————————

Jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, to zapraszam do odwiedzenia mojego profilu na patronite.pl oraz przeczytania wpisu na ten temat tutaj.

Podobał Ci się ten tekst? Zostaw komentarz!