#kołcznarurce – porażka.

Porażka. Ten wpis miał nigdy nie powstać. Cała sytuacja miała zostać w odmętach mojej pamięci i nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Wszak po co dzielić się z innymi własną porażką?

Wczoraj przeczytałam ostatni post Gosi Kalinowskiej, który mocno mnie zainspirował. Poczułam, że naprawdę chcę się tym podzielić z innymi. To nie żadna porażka. To kolejna lekcja, z której należy wyciągnąć odpowiednie wnioski.

A o co właściwie chodzi?

Zaledwie w zeszłym tygodniu wysłałam zgłoszenie na zawody. Zgłoszenia można było wysyłać już od miesiąca, ale decyzje podjęłam zaledwie 5 dni przed końcem. Dlaczego? Dlaczego najpierw nie chciałam, a potem nagle się na to zdecydowałam?

Zawody odbywają się połowie czerwca, czyli terminie, w którym będzie też moja sesja na studiach. Nie chciałam ryzykować, uznałam, że nie będę mieć wystarczająco dużo czasu na przygotowanie i nic z tego nie wyjdzie. Co więcej, zwaliłam winę na przebyte operacje i brak możliwości wykonywania wszystkich figur. Po prostu bałam się, że się uszkodzę I dwa lata rehabilitacji pójdą na marne. Pogodziłam się z tym, że w zawodach wystartuje dopiero po tegorocznej operacji i odzyskaniu pełni sił. Wszystko było dobrze.

Co mi nagle odwaliło i wysłałam to zgłoszenie?

Na uczelni parę rzeczy się pozmieniało, zaliczenia najprawdopodobniej odbędą się jeszcze przed sesją, więc uznałam, że nie będzie to stanowić przeszkody. W kwestii mojego zdrowia – doszłam do wniosku, że warto spróbować. Poza tym uznałam, że o moim zgłoszeniu nie będę informować większości osób. Tak naprawdę wiedział tylko mój chłopak, siostra i trenerka. Skoro prawie nikt nie będzie wiedział, to nie będzie publicznej porażki.

Warto spróbować – takie było moje nastawienie.

Kompletnie nie myślałam o zakwalifikowaniu się, o jakimkolwiek miejscu na podium nie wspominając. Zwłaszcza, że decyzje podjęłam na kilka dni przed końcem zgłoszeń, na nagranie 90-sekundowego filmu pokazującego moje umiejętności miałam zaledwie jeden dzień. Traktowałam to bardzo rekreacyjnie, jako zabawę. Co poszło nie tak, że zaczęłam traktować to jako porażkę?

Już podczas nagrania filmu poczułam się jak ryba w wodzie. Był to zaledwie zlepek kilku figur, nie żadna choreografia. Jednak od razu poczułam, że chciałabym trenować więcej, lepiej. Dodatkowo, w mojej głowie zaczęły rodzić się pomysły odnośnie choreografii. Zaczęłam wymyślać strój, muzykę, rekwizyty… W sumie wszystko. Na wyniki musiałam czekać ponad tydzień. W tym czasie nie myślałam praktycznie o niczym innym. Wszystko analizowałam i myślałam, co zrobię, jak tylko się dostanę. W pewnym momencie nie brałam pod uwagę nie dostania się na zawody. W zaledwie tydzień przeszłam od nastawienia „będzie, co będzie” do „MUSZĘ się dostać”.

Nadszedł dzień wyników.

Jak można się domyśleć – nie dostałam się. I wtedy to już była katastrofa. Praktycznie cały dzień przepłakałam. Przechodziłam od fazy smutku do wściekłości i wyparcia. Totalnie się załamałam, choć na początku wcale nie przewidywałam, że uda mi się dostać. Postanowiłam, że nikt więcej się o tym nie dowie. Oczywiście całej sprawy nie udało się ukryć przed moją mamą, która przy pierwszej lepszej rozmowie od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Całkowicie nie załamałam się tylko dlatego, że nie chciałam tego po sobie pokazać. A co się działo w mojej głowie?

Porażka, porażka, porażka – to słowo wracało do mnie jak bumerang.

Codziennie.

Miałam ochotę rzucić to wszystko. Uznałam, że jestem beznadziejna i nie opłaca się już inwestować czasu oraz pieniędzy w treningi. Po co starać się teraz, skoro za kilka miesięcy pojadę na kolejną operacja i będę zaczynać wszystko od nowa? Kiedy teraz o tym myślę, to śmiać mi się chce, że naprawdę mogłam tak pomyśleć.

Jak poradzić sobie z porażką?

Człowiek jest taką istotą, która dąży do bycia najlepszą. Chcemy zawsze wygrywać, od razu osiągnąć zamierzony cel i nie przyjmujemy do wiadomości swoich negatywnych cech. Człowiek ponosząc porażkę bardzo szybko może się załamać albo wyciągnąć wnioski. Porażka powinna być dla nas naturalną częścią życia. Wydawało mi się, że umiem przegrywać i nic mnie nie złamie. Okazało się, że jedna porażka mogłaby przekreślić 4 lata treningów. Czy jesteśmy w stanie sami poradzić sobie z porażką? Być może tak. Choć często nie. Wtedy ludzie, którzy nas otaczają stają się niezastąpieni. Ludzie do mnie mówili i nawet coś do mnie trafiało. Skoro poświęciłam tyle czasu na treningi, już dwa razy rozpoczynałam naukę od początku, podnosiłam się po porażkach i szłam dalej. Dlaczego nie spróbować jeszcze raz?

Na grupach pole dance przewijają się tematy o powrocie do sportu. W kwestii zawodów mamy dramy odnośnie nagród i pucharów. A gdyby tak być mistrzem dla samego siebie? Jeżeli myślisz, że nie możesz, nie potrafisz, nie uda się… To przestań. Zamiast myśleć, zacznij działać. Spróbuj, nic nie tracisz, a możesz jedynie zyskać. Nie udało się? Spróbuj jeszcze raz. Rób to, co Cię uszczęśliwia. Nie patrz na innych, w tym momencie liczysz się tylko Ty.

Każdą porażkę powinnaś traktować jako kolejną lekcję od życia, boga, wszechświata, czy w co tam sobie wierzysz. Każde niepowodzenie powinno być impulsem do działania. Jeżeli czegoś pragniesz to musisz do tego dążyć.

Jak podnieść się po porażce?

Jeżeli chodzi o podnoszenie się po porażce, to ludzie mają z tym spory problem, co jest zazwyczaj powiązane z zaniżoną samooceną. Nie wierzymy w siebie. Nie powiem Wam teraz, że kocham siebie na zabój i akceptuję każdy ułamek swojego ciała i duszy. Nasza samoocena jest mocno powiązana z tym, co dzieje się wokół nas. Droga do samoakceptacji jest długa i pełna przeszkód. W ubiegłym roku postanowiłam podzielić się ze wszystkimi swoją historią, którą ukrywałam przez wiele lat i nie sądziłam, że kiedykolwiek podam to do informacji publicznej. Zrobiłam to. Teraz nie sądziłam, że ktokolwiek dowie się o nieudanej próbie dostania się na zawody. A jednak już wiecie. I bardzo mi z tym dobrze.

Jesteś tylko i aż człowiekiem.

Życie nie zawsze jest idealne, można powiedzieć, że rzadko kiedy spotyka się ludzi, którzy są całkowicie zadowoleni ze swojej egzystencji. Leżenie i obżeranie się ptasim mleczkiem po porażce nie jest najlepszą metodą (wiem z autopsji). Wstań i zacznij działać. Choćby miał być to kolejny raz, choćby znowu miało się nie udać. Nigdy się nie poddawaj.

Każdy z nas choć raz w życiu zasługuje na owacje na stojąco i możliwością poczucia się wyjątkowym. Trzeba tylko próbować.

Zamiast się poddawać, jutro idę na dwugodzinny trening i zamierzam starać się, jak nigdy dotąd. Choć od września będę zaczynać od początku. Znowu.

Bądźcie dla siebie dobrzy, zasługujecie na to.

❤

———————————————————————————————————

Jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, to zapraszam do odwiedzenia mojego profilu na patronite.pl oraz przeczytania wpisu na ten temat tutaj.

Podobał Ci się ten tekst? Zostaw komentarz!