Powrót na rurkę – vol. 2

Wchodzisz do pokoju. Widzisz ją. Jesteś już naprawdę blisko. Wszystko gotowe. Przecież już to robiłaś. Jesteś coraz bliżej. Już jej dotykasz. Już oczami wyobraźni widzisz jak się wzajemnie uzupełniacie. Dotykasz jej. Zaczynasz.

Fajnie, co? Wyobraziłaś to sobie? Mam nadzieję, że nie przyszło Ci do głowy nic innego, oprócz rurki!

Jednak w tym momencie wszystko szlak trafia. Powrót do rzeczywistości.

W rzeczywistości nie dotykałaś rurki od kilku miesięcy, ale myślisz sobie, że to nie może być przecież takie trudne, w końcu kiedyś już to robiłaś, już to wszystko umiesz, więc takie podstawowe wejście na rurkę to będzie jedynie formalność. Kto kiedykolwiek miał dłuższą przerwę od rurki, wie o czym mowa. Tak naprawdę jesteś jak biała kartka. Wszystkie umiejętności i siła gdzieś zniknęły, a wejście na rurkę, jest tak samo ciężkie, jak podczas pierwszej nauki. Każda czynność jest tak samo męcząca, albo nawet bardziej. Każde niepowodzenie boli podwójnie, bo przecież jeszcze niedawno śmigałaś jak ta lala. A teraz?

Aktualnie przeżywam swój drugi powrót na rurkę. Szczerze mówiąc, myślałam, że tym razem będzie łatwiej. W końcu już się tego uczyłam, nawet dwa razy! Więc za trzecim razem taka nauka wejścia na rurkę powinna być super łatwa, prawda? Otóż nie. Zdążyłam zapomnieć, jak to cholernie boli. Każde dotknięcie rurki, uderzenie czy potarcie. Ból, który za trzecim razem boli chyba jeszcze bardziej. Jak sobie z tym poradzić?

W powrocie na rurkę bardzo pomocne okazało się posiadanie własnej rurki w domu. Oprócz tego, że jest to przede wszystkim wygoda, ponieważ możemy ćwiczyć o każdej porze dnia i nocy, to dodatkowo mamy pełne możliwości w krzyczeniu, przeklinaniu i płakaniu. Zarówno, jak nam coś nie wyjdzie oraz jak w końcu się uda. Kolejną ważną sprawą jest systematyczność. Przy takim powrocie liczy się ona podwójnie, ponieważ ciało po takim okresie czasu bardzo szybko zapomina. Tydzień temu już bez problemu wchodziłam na rurkę, ale jakoś tak wyszło, że następny trening zrobiłam dopiero dzisiaj. Okazało się, że znowu nic nie potrafię. Treningi muszą odbywać się praktycznie codziennie. Nie są to godzinne treningi spędzone na rurce, ponieważ fizycznie nie mam na to siły. Dodatkowo wpływa na to fakt, że operacja jaką przeszłam odbyła się na klatce piersiowej, dlatego moja wydolność jest na dosyć niskim poziomie. Jednak próbując małymi krokami każdego dnia możemy bardzo wiele osiągnąć. Motywacja. Bez tego nie ma szans, żeby się udało. Musisz mieć jakiś cel. Głównym celem jest oczywiście powrót na rurkę, jednak musisz określić, dlaczego chcesz to osiągnąć? Co Ci to da? Czy będziesz wtedy szczęśliwa?

Powrót na rurkę jest niezwykle ciężki i wymaga poświęcenia sporej ilości czasu. Na szczęście pole dancerki i pole dancerzy są takimi osobami, które się nie poddają. Bo jak wytłumaczyć fakt, że pomimo tylu niepowodzeń, otarć, siniaków i kompletnego braku siły – chcemy jeszcze więcej? Pole dance, jak każdy sport uczy odwagi, wytrwałości i dążenia po trupach do celu. To jest w nim najpiękniejsze.

P.S. Całe szczęście, że po wejściu na rurkę, tak bardzo boję się spaść, że choćby mnie chcieli ściągnąć na siłę, to się nie puszczę.

Podobał Ci się ten tekst? Zostaw komentarz!