Godzina szczęścia

Czekasz na to całymi dniami. Idziesz do szkoły/pracy albo w ogóle gdziekolwiek i myślisz o tym. Co będziemy robić? Czego się nauczę? Czy będzie łatwo (dobry żart) czy trudno (jak zawsze)? I idziesz, jedziesz, siedzisz, jesz, piszesz, czytasz i myślisz. I tak zawsze, aż w końcu nadchodzi ten magiczny dzień i już ją widzisz. Oczywiście chodzi o rurkę. Nieważne czy chodzisz na rurkę raz czy trzy razy w tygodniu czy nawet codziennie. I tak zawsze czekasz na tę jedną godzinę, a może dwie, kiedy w końcu możesz być sobą i odpocząć (?) od całego świata. U mnie właśnie tak to wygląda. Chociaż ten odpoczynek to tak chyba nie do końca. W końcu idziesz tam i już po rozgrzewce tracisz całą energię, więc o co chodzi? Niby męczysz się i pocisz jak świnia (teraz mój chłopak powiedziałby, że przecież świnie się nie pocą i tak wiem o tym), ale ta jedna godzina tak naprawdę daje Ci tyle energii, że nie możesz jej w sobie zmieścić. Jesteś po rozgrzewce, jakoś to przeżyłaś, i w końcu przyszedł czas na rurkę. Robisz pierwszą figurę, drugą i trzecią, tańczysz układ, w międzyczasie Twoja trenerka pokazuje jak przejść z ołówka do bliźniaka, a Ty myślisz „o mój Boże, przecież jeszcze nie ma prima aprilis”, aż w końcu mówi, że się rozciągamy. Tutaj też sporo śmiechu, rozjeżdżamy się do szpagatu i kładziemy klatką piersiową na ziemi, wszystko na luzie jak zawsze i nagle wszystko się kończy. Trenerka mówi dziękuję bardzo i widzimy się za tydzień. Ale jak to? Ja chciałam więcej i więcej i chociaż ręce, nogi, w sumie każdy mięsień odmawia posłuszeństwa, Ty byś mogła nawet zrobić to przejście z ołówka do bliźniaka, byleby tutaj zostać. Idziesz do szatni, chwalisz się siniakami, mówisz jak bardzo nie masz siły, ale tak w głębi serca czujesz to od nowa. Czujesz pragnienie rury. Chyba to trochę dziwnie brzmi, co nie? Ale tak najprościej to opisać. I zaczyna się od nowa. Nieważne ile czekasz, ważne jest to, że w ogóle musisz czekać. Wychodzisz z sali, ale tak naprawdę to byś tam od razu wróciła, no ja bym może coś zjadła po drodze. I właśnie tak mam co tydzień. Czekam tylko na tę jedną godzinę, podczas której robię naprawdę to, co kocham.
A jak wygląda to u was? Też z niecierpliwością czekacie na następne zajęcia? No chyba, że macie w domu swoją rurkę, to sprawa jest troszkę ułatwiona. Chociaż i tak, zajęcia na sali z innymi dziewczynami, ten czas kiedy uczysz się czegoś nowego i próbujesz swoich sił we wszystkim, chociaż czasem jesteś pewna, że się nie uda. Ta godzina, jest właśnie najlepsza.
A na koniec życzę Wam wesołych świąt Wielkanocnych, jak najwięcej uśmiechu i spokoju, czasu spędzonego w gronie rodziny i jeszcze więcej rurki 🙂

10408996_1027287247300438_9190076764166104695_nDCIM100MEDIA

 

Podobał Ci się ten tekst? Zostaw komentarz!